sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 20

Niedzielny poranek. Peter poczuł ukłucie na plecach. Szybko się odwrócił. Siedział przed nim rudy kotek o dużych oczach wpatrując się w niego. Chłopak pogłaskał go po główce i położył się na brzuchu chowając twarz w poduszce. Dzień był szary jak każdy inny zimowy dzień. Za oknami padał śnieg. Szyby były pokryte szronem. Peter nie pamiętał już dnia w którym spałby do tak późna. Przebudzał się od czasu do czasu słysząc kroki innych Gryfonów, jednak chwilę potem znowu usypiał. Obudził się na dobre dopiero wtedy gdy uniósł się w powietrze i wisiał pod sufitem. Tom rzucił na niego Levicorpus. Chłopak jednak nakrzyczał na niego i po chwili znalazł się na ziemi.
Blondyn dostał mocnego lewego sierpowego, chwycił się za policzek i upadł śmiejąc się. Peter też zaczął się śmiać. Jego przyjaciel miał na policzku czerwony odcisk pięści. Po chwili śmiechu Tom rzucił się na przyjaciela i zaczął się na zmianę z nim okładać. Gryfoni siedzący w pokoju wspólnym pewnie zastanawiali się co się dzieje. Przyjaciele śmiali się tak głośno że nie dziwne byłoby to że uczniowie wychodzący z wieży doskonale by ich słyszeli. Po paru minutach wygłupów czarodzieje wstali z ziemi dysząc i otrzepując się z kurzu. Peter miał zamiar spędzić ten dzień sam na błoniach. Znów pomyśleć o wszystkich problemach, a raczej o ich rozwiązaniach. Tak właśnie zrobił. Zaraz po śniadaniu ruszył do lasu. Na miejscu wdrapał się na pierwsze lepsze drzewo. Oparł się o pień i zamknął oczy. Widział Eileen uśmiechającą się do niego. Potem ujrzał Rose robiącą dokładnie to samo. Ujrzał to co wydarzyło się w parku. W jego oku zakręciła się łza.
*  *  *
 Następne parę dni minęło szybko. Było to zwyczajne parę dni. Peter jak zwykle zdążył podczas nich parę razy wylądować u dyrektora za swoje wygłupy, jednak nic sobie z tego nie robił i wygłupiał się dalej.Tego dnia poranek też był taki jak wszystkie inne. Dzień stał się niezwykły w momencie gdy Peter dowiedział się o tym że Sylvia wylądowała w św. Mungu z powodu ciężkich obrażeń spowodowanych klątwą. Chłopak miał pewne podejrzenia co do sprawcy. No ale cóż, nie mógł nikogo oskarżać bez dowodów. Na ten dzień przypadał też trening zaplanowany przez niego. Rudowłosy gryfon był kapitanem drużyny Quidditcha Gryfonów. Grał na pozycji obrońcy. Był naprawdę dobry. Kiedyś nawet wahał się czy nie zostać zawodowym graczem, lecz w końcu wybrał bycie aurorem. Chłopak narzucił na siebie strój do gry, chwycił miotłę i poszedł na boisko. Budowla prezentowała się wspaniale, jak zwykle. Stalowe pętle stojące naprzeciw siebie, drewniane trybuny.
Taki widok bardzo podobał się Peterowi. Był jednym z nielicznych którym się podobał. Pod jedną z pętel stało już paru zawodników. Tom, Patric, James, Jacob, Bill i Dafne.
-Dobra, wiecie że za niedługo gramy mecz z Krukonami. Jakoś nie za bardzo odpowiadają mi wasze ostatnie wyniki. Chciałbym żebyście dzisiaj spróbowali się na innych pozycjach. Patric, do ciebie nie mam zastzeżeń, ale trening to trening, a wszyscy to wszyscy więc spróbujesz się na pozycji pałkarza.
Dafne, ty będziesz szukającą, Tom, ty będziesz drugim pałkarzem, Jacob, jesteś ścigającym, James, ty jesteś drugim ścigającym, Bill, ty jesteś obrońcą. Ja będę trzecim ścigającym.-tłumaczył rudowłosy kapitan.
Reszta Gryfonów zgodziła się z nim i wszyscy wskoczyli na miotły. Krwistoczerwone stroje powiewały na wietrze. Drużyna uniosła się w górę.
-Aha, i jeszcze jedno, koledzy z Ravenclawu zgodzili się zagrać z nami mały meczyk treningowy.-krzyknął Peter.
-Oszalałeś?!-oburzyła się Dafne.-Przecież będziemy grać pierwszy raz na takich pozycjach!
Kapitan tylko uśmiechnął się.
-On oszalał już dawno.-powiedział Tom i też się uśmiechnął.
Po chwili na boisko wlecieli na miotłach czarodzieje w niebieskich strojach.
-No proszę, widzę że zmieniliście pozycje.-powiedział kapitan krukonów, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
-Owszem. Rozgromimy was z opaskami na oczach.-odpowiedział Peter także uśmiechając się szyderczo.
-Wy nas? Pierwszy raz grając na takich pozycjach? Nie macie szans!-krzyczał brunet.
-Dla dobrego gracza nie ważna jest pozycja ani miotła.-powiedział rudowłosy Gryfon.
Krukon pokręcił tylko głową i odleciał do pętli. Po chwili kafel i tłuczki uniosły się w powietrze.
Peter mignął tylko wszystkim przed oczami i po chwili kafel przeleciał przez środkową pętlę Krukonów. Kapitan Ravenclawu siedział na miotle wytrzeszczając gały. Kapitan Gryfonów pojawił się znowu na środku boiska.
-Mowiłem. Pozycja i miotła są nieważne.-tłumaczył uśmiechając się.-Dobra, zacznijmy na poważnie.
Peter znowu zniknął im z oczu. Za chwilę jednak ukazał się podając do James'a, ten zaś podał do Jacoba, i tak Gryfoni zdobyli kolejne punkty. Krukoni zaczęli grać właściwie dopiero w połowie meczu. Gryffindor wygrał. Koncepcja kapitana się sprawdziła. Zwycięzcy wrócili do wieży zmęczeni ale zadowoleni. W pokoju wspólnym czekała Petera jednak niemiła niespodzianka. Przy samym wejściu stała Rose wyglądając jakby zaraz miała wybuchnąć. Zaczęła się na niego wydzierać za jakiś pocałunek z Eileen w bibliotece. Chłopak był jednak na tyle zmęczony że uwalił się na kanapie i półprzytomny tłumaczył jej że cały dzień grał w quidditcha więc nie mogło go być w bibliotece.

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 19

Peter poczuł odepchnięcie. Eileen zrzuciła chłopaka z siebie. Gryfon rozejrzał się tylko nieprzytomnie po pokoju i przewrócił się na drugi bok. Ślizgonka zaczęła dźgać go łokciem. Chłopak jednak nie miał zamiaru wstawać. Dziewczyna zdarła z niego najpierw kołdrę, potem poduszkę, a gdy ten dalej nie chciał wstać, zagroziła, że jeśli zaraz tego nie zrobi to ona zrzuci go z łóżka. Peter w końcu ruszył się, bo perspektywa ponownego zbierania kurzu z drewnianych paneli mu się nie podobała. Eileen wyszła, chłopak po wstaniu chwiał się nieco na nogach. Prawie się przewrócił zahaczając o róg szafki nocnej stojącej obok łóżka. Z szafki spadła lampka lecz została w ostatniej chwili uratowana przed upadkiem i roztrzaskaniem się przez Petera. Mimo swojej woli i wszelkim staraniom, Gryfon i tak wylądował na ziemi. Chłopak przewrócił tylko oczami, podniósł się i otrzepał z kurzu. W kuchni zastał Philla chodzącego z jednego miejsca w drugie i Eileen siedzącą na blacie. Peter chwycił tylko tosta i szybko zjadł. Po śniadaniu czarodzieje szybko spakowali się, gryfon chwycił swojego rudego kotka i razem ze ślizgonką deportował się do Hogsmeade.

* * *
Luty minął czarodziejom bardzo szybko. Nadszedł marzec. Miesiąc w którym zawsze zaczynała się wiosna. Jednak w tym roku nie zapowiadało się na to, by kalendarzowa wiosna i astronomiczna wiosna zbiegły się. Wręcz przeciwnie, za oknem wciąż panował chłód, śnieg dalej nie znikał. Peterowi nie przeszkadzało to jednak w wygłupach. Robił je codziennie. Jak zawsze. Owutemy były coraz bliżej jednak on nie był tym wcale przejęty. Wolał spędzać czas na błoniach niż nad książkami.
Gryfon wiedział też że zbliżają się też urodziny Rose, ale w ogóle nie miał pomysłu na prezent. To co spotkało go w parku stało się dla niego teraz jakieś takie odległe. Prawie tak odległe, jakby nigdy się nie stało. Chłopak został zaproszony przez Rose na wypad do Hogsmeade w jej urodziny. Oczywiście zgodził się. W końcu urodziny są tylko raz w roku.
W sobotni poranek Peter wstał dość wcześnie. Umył się jak co rano, ubrał się i ułożył swojego kotka na łóżku. Dzień jak co dzień. Te same zaspy śniegu przy drodze, te same zaparowane szyby, to samo blade słońce, te same, ponure chmury. Dzisiaj jednak miał odbyć się wypad do Hogsmeade. To był dzień urodzin Rose. Przyjaciele spotkali się na dziedzińcu. Wszyscy którzy mogli iść do wioski mieli świetne humory. Wszyscy śmiali się, uśmiechali. Na miejscu Peter odwiedził parę sklepów, między innymi Miodowe Królestwo, po czym spędził z Rose niezbyt nudny dzień. Chłopak chętnie posiedziałby z nią jeszcze, lecz przyszedł czas na to by wracać do zamku. Zaczęło się ściemniać. Będąc w Hogsmeade Peter przytulił Rose. Dziewczyna zachowała się jakby niepewnie. Uspokoiła się dopiero gdy chłopak ją pocałował. Gryfon zobaczył Eileen i poszedł się przywitać. Przytulił ją. Gryfonka krzyknęła:
-Peter! Ufałam ci!-po czym dziewczyna uciekła w stronę szkoły.
Zdziwiona ślizgonka popchnęła Peter'a w stronę biegnącej Rose, jednak ona była już zbyt daleko by ją zatrzymać. Po powrocie do zamku rzucił się na łóżko nawet się nie przebierając. Był tak zmęczony że usnął po paru sekundach.
 *     *     *
Dedyk z przeprosinami dla Eileen i Rose, przepraszam że czekałyście tak długo, a i tak dostałyście taki skrót. Obiecuję że następny będzie dłuższy.

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 18

Weekend dobiegał końca. Dla Petera był on zbyt krótki. Chciał spędzić więcej czasu w towarzystwie przyjaciółki i jej ojca. Był świadom że te ostatnie parę miesięcy roku szkolnego będzie dla niego dość ważne, w końcu czekały go owutemy. Nie przejmował się tym zbytnio. Miał wręcz fotograficzną pamięć, prawie wcale nie siedział przy książkach. To co stało się w parku wstrząsnęło nim. Zadręczał się myślami o siostrze. Czyżby ona wolała swojego nowego chłopaka od niego? Dlaczego nawet nie przeprosiła? Gdzie on się podzieje po szkole? Po raz pierwszy gryfon był w takim stanie. Sam nie wiedział czego chce. Od tego wszystkiego bolała go głowa. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.
Jedynym pocieszeniem dla niego byli przyjaciele. Eileen i Tom. Jednak chłopak nie chciał zrzucać na nich swoich problemów. Nie należał do ludzi którzy łatwo o sobie mówią. Wolał dźwigać problemy innych. Zawsze udawało mu się ich pocieszyć. Jego barki potrafiły udźwignąć więcej niż on sam mógłby się spodziewać. To on zawsze był tym wesołym, uśmiechniętym, nieugiętym. To zawsze jego rozpierała energia. Peter starał się ukryć swoje uczucia, ale Eileen znała go zbyt dobrze. Zauważyła jego przybicie. Czarodzieje posprzątali razem po kolacji. Nie chcieli żeby Phill się przemęczał.
-Nie wiedziałem że zostaniecie, więc sprzątnąłem już materac...-zaczął ojciec Eileen i uśmiechnął się- Ale chyba nie będzie wam potrzebny.-dokończył i poszedł do siebie.
Czarodzieje po posprzątaniu naczyń poszli do sypialni. Eileen położyła się obok Petera i zapytała:
-Co się stało? Tam, z siostrą?
Gryfon nie chciał zrzucać na przyjaciółkę swoich problemów więc zaczął zaprzeczać żeby cokolwiek złego miało tam miejsce. W końcu jednak pod naporem wszystkich próśb ślizgonki, chłopak pękł i opowiedział jej o wszystkim. Było widać że dziewczyna jest przerażona tym co usłyszała. Peter zawahał się, czy przypadkiem nie było to dla niej zbyt dużo. Dziewczyna przytuliła go.
-Nie przejmuj się...-zaczęła.-Masz jeszcze przyjaciół, mnie, Toma, może nawet Rose.. Uwierz mi, nikt nie ma idealnie i kolorowo. Mi dopiero teraz zaczęło się układać..
Dziewczyna opowiedziała Gryfonowi całą historię. Chłopak był zdziwiony tym co słyszy. Usłyszał o tym że jej matka była krukonką, o tym jak wcześniej traktował ją ojciec, o tym że dobierał się do niej starszy od niej chłopak, który próbując zrobić jej krzywdę został dotkliwie pobity przez Petera. Gryfon był zdziwiony tym jak taki miły gość jak Phill mógł tak traktować swoją córkę przez tyle czasu. Nie mówiąc już o zapewnieniu jej godziwych warunków. Kończąc opowiadać Eileen była cała we łzach.
-Opowiedz mi swoją historię..-poprosiła przyjaciela przez łzy wtulając się w niego.
Peter zaczął opowiadać o swoim trudnym dzieciństwie przez które był sam, jego siostry często nie było w domu więc musiał wychować się sam, o tym jak kiedyś był nieśmiały i płaczliwy, o rodzicach których nigdy nie znał, o tym jak poważnie sam został kiedyś pobity przez swoich rówieśników, o tym jak poznał Toma, o tym jak bardzo stał się twardy przez pierwsze trzy lata szkoły. Od tego wszystkiego w jego gardle pojawiło się uczucie którego nie znosił i nie czuł od długiego czasu. Już myślał że się rozpłacze, ale powstrzymał się. Przytulił Eileen. Zapłakana dziewczyna po chwili usnęła.

No to ogrooooooooomny skrót. Muszę nadgonić. Jest tego dużo.

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 17

Peter poczuł łokieć Eileen napierający na jego klatkę piersiową. Chłopak uśmiechnął się. Mały kotek którego Gryfon dostał wczoraj w prezencie, leżał na brzuchu dziewczyny wstając i upadając na łóżko w momencie gdy Ślizgonka się przewracała. Potem szybko wdrapywał się na Petera i skakał z powrotem na miejsce w którym wcześniej spał. Eileen chwyciła chłopaka za włosy.
-‭ ‬Za pięć minut ma Cię tu nie być,‭ ‬albo wylądujesz na podłodze,‭ ‬znowu.- syknęła.
Gryfon tylko wzruszył ramionami, jednak po chwili wyleciał z łóżka i z hukiem upadł na drewniane panele. Po chwili dziewczyna wstała i z małym Pete'm poszła do kuchni. Peter wstał, otrzepał się z kurzu, szybko narzucił na siebie ubrania i także poszedł na śniadanie. Przy stole siedziała już Ślizgonka, kot żłopał mleko z miski ustawionej w kącie, a Phill krzątał się po kuchni. Gryfon usiadł i zobaczył że Eileen mówi coś patrząc na niego, ale jego uszy były zatkane i praktycznie nic nie słyszał. Ujrzał też to ironiczne spojrzenie. Po chwili rudy kociak podszedł do swojego pana, wczepił się pazurkami w jego nogawkę i zaczął się wspinać parę razy upadając z powrotem na podłogę.
W końcu udało mu się jednak wejść i położyć na kolanach Petera. Po paru minutach Eileen wstała i poszła do łazienki. W momencie w którym zamknęły się Phill szybko odsunął krzesło, wstał i usiadł obok Gryfona.
-Kochasz ją?-spytał.
Chłopak był zaskoczony, na usta cisnęła mu się odpowiedź twierdząca, jednak w ostatniej chwili powstrzymał się i wydusił:
-Nie proszę pana, jest dla mnie jak siostra.
-Jaki ja tam dla Ciebie pan, mów mi Phill, a co do Eileen. Jak siostra, powiadasz? Trudno, wyznam ci, że miałem cichą nadzieję że to coś więcej niż przyjaźń. Posłuchaj mnie Peter. Mam do Ciebie prośbę. Chroń ją. Nie podobają mi się jej przyjaciele.-mówił mężczyzna.
-O...oczywiście, Phill. Postaram się.- odpowiedział dalej zaskoczony chłopak.
-Obiecujesz? Dobrze ci z oczu patrzy. Myślę że porządny z ciebie facet.- powiedział Phill i odszedł od Petera.
-Tak, obiecuję.-odpowiedział Gryfon i także wstał. Chłopak pomógł ojcu Eileen posprzątać po śniadaniu. Po chwili z łazienki wyszła Eileen.
-Peter, gotowy do wyjścia?-spytała.
Chłopak kiwnął głową, wszedł do przedpokoju, założył skórzaną, czarną kurtkę.
Półgodziny później czarodzieje byli już na dworze. Spacerowali ulicami, aż w końcu doszli do parku. Wszędzie był biały puch. Zakrywał zielone, stalowe latarnie, żelazne ławki i gałęzie drzew. Po parku spacerowała dość duża ilość psów. Wszystkie hasały radośnie, od czasu do czasu turlając się w śniegu. Czarodzieje szli alejką rozmawiając i śmiejąc się. Nagle Gryfon poczuł jak traci równowagę i wpada w jedną z największych zasp w parku. Szybko się wygramolił i zaczął biec za uciekającą Eileen. Chłopak był wysportowany, więc szybko ją dogonił. Dziewczyna przeleciała nad nim i zaczęła zasypywać go śniegiem. Peter nie protestował, śmiał się wniebogłosy razem z nią.
Czuł zimno i wilgoć na całym ciele. Słyszał jednak wszystko co się dzieje wokół niego. Usłyszał głos Eileen wołającej "Chyba ktoś tu jest!" i kroki dzieciaków. Poczuł szturchnięcie w stopę. Poczuł je parę razy. Domyślał się planu ślizgonki. W końcu wyskoczył ze śniegu krzycząc ile sił w płucach.
Widział nastolatków tylko jakieś trzy, cztery lata młodsze od siebie. Wszyscy wrzasnęli na jego widok. Co niektórzy nawet uciekli. Czarodzieje śmiali się przez następne parę minut. Dołączyli do wznowionej po chwili bitwy na śnieżki. Bawili się świetnie. Peter śmiał się za każdym razem kiedy trafiał jakiegoś dzieciaka prosto w twarz. Robił to dość często więc o mało się nie udusił. Od tego śmiechu dostawał zawrotów głowy. Trafił też w twarz parę razy Eileen, ale zaraz potem ona podchodziła do niego i go nacierała. Chłopak śmiał się też wtedy. W końcu zaczęło się ściemniać. Latarnie zaczęły się rozświetlać. Wracając do domu czarodzieje spotkali siostrę Petera idącą z jakimś mężczyzną za rękę. Peter zdziwił się.  Siostra nic nie mówiła mu o tym że ma chłopaka.Eileen odeszła do gabloty jakiegoś sklepu. Kobieta powiedziała coś do partnera, ten puścił ją i usiadł na pobliskiej ławce nie zwracając uwagi na śnieg którym była pokryta.
-Cześć...Co ty tu robisz? Miało nie być cię w domu. Co to za facet?-pytał Gryfon.
-Peter, posłuchaj. Nie chciałam ci tego mówić. To jest Brian. Wprowadził się do mnie niedawno.
Braciszku, muszę ci coś powiedzieć...-zaczęła kobieta.
-To dlatego nie mogłem do ciebie przyjechać? On mieszka u ciebie zamiast mnie?-pytał dalej Peter.
-Tak, nie chciałam mówić ci tego wprost. Bałam się że źle to przyjmiesz. Nie możesz...-znów zaczęła.
-Dłużej z tobą mieszkać? Bałaś się? Słusznie, ale teraz jest gorzej. Jakbyś powiedziała mi wcześniej to może jeszcze bym ci to wybaczył. Ale teraz jak mnie okłamałaś?-przerwał jej chłopak.
-Peter, posłuchaj, czas leczy rany.-powiedziała siostra Gryfona.
-Nie, wcale tak nie jest. Mieszkajcie sobie razem. Najwyżej po skończeniu szkoły będę mieszkał na ulicy. Niech wam się wiedzie. Cześć.-powiedział wściekły Peter i odszedł. Chwycił Eileen mocno za rękę i pociągnął ją w stronę mieszkania jej ojca milcząc przez całą drogę. Wieczór minął im miło. Atmosfera poprawiła się przy obiedzie. Reszta dnia zleciała im szybko.

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 16

Ranek. Promienie słońca odbijały się od lustra wiszącego w męskim dormitorium w ten sposób że trafiały Petera prosto w oczy. Chociaż miał zamknięte powieki, przeszkadzało mu to. Chłopak otworzył oczy i szybko obrócił się na drugi bok jednak z tej strony także został oślepiony. Obrócił się więc na brzuch i leżał twarzą do poduszki. Próbował zasnąć. Jednak przypomniał sobie że na dzisiaj był umówiony z Eileen. Spojrzał na budzik. Z ulgą stwierdził że ma jeszcze pół godziny. Usiadł na łóżku i przetarł oczy. Tom jeszcze spał, reszta gryfonów także. "Dzisiaj jest ten dzień" pomyślał. Były jego 18 urodziny. Chłopak wstał, wziął ubrania i poszedł powoli do łazienki przemyć twarz.
Po chwili wyszedł ubrany i odświeżony. Pachniał żelem pod prysznic. Jego rude włosy były jeszcze wilgotne po myciu. Peter wszedł z powrotem do dormitorium, wrzucił do walizki parę ubrań. Rozejrzał się. Toma nie było w łóżku. Chłopak zaczął się zastanawiać gdzie też jego przyjaciel się podziewa. W tej chwili poczuł uderzenie w bok.
-Najlepszego z okazji osiemnastki!-krzyknął blondyn który znikąd pojawił się obok Petera
-Dzięki! Nie drzyj się!-odpowiedział rudy chłopak również krzycząc.
-Może to nie za dużo ale wiesz jak stoję z kasą...-powiedział Tom wręczając solenizantowi małą paczkę.
-Stary, nie musiałeś. Wystarczyłoby mi tylko to że pamiętałeś.- powiedział Peter niechętnie przyjmując prezent.
-Otwórz, myślę że ci się spodoba.-powiedział blondyn wskazując paczkę.
Rudy chłopak rozwiązał wstążkę, odchylił wieczko i wytrzeszczył oczy. Po wnętrzu pudełka biegał...smok, a właściwie model smoka walijskiego. Peter chwycił smoka i wyjął go z pudełka dalej nie wierząc własnym oczom.
-Ale, ale skąd...-zaczął
-Mam swoje kontakty w ministerstwie.-przerwał mu Tom
-Dzięki, nawet nie wiesz jak bardzo podoba mi się ten prezent. Tylko, czy mógłbyś potrzymać go do jutra bo widzisz...-znów zaczął.
-Jedziesz do Eileen, prawda?-przerwał mu blondyn uśmiechając się.
-Tak, jakbyś zgadł.-odpowiedział Peter.
-Znam cię aż za dobrze, podoba ci się, prawda?-pytał Tom dalej się uśmiechając.
-No wiesz...Nie szczerz się tak bo ci zęby powypadają!-odpowiedział rudy chłopak, a jego przyjaciel wybuchł śmiechem.
-Po co ja pytałem, przecież wiem że tak, widziałem jak na nią patrzysz. No proszę, nieustraszony P się zakochał. Tylko czekać jak mnie też to spotka.-mówił blondyn.
-Dobra, lecę, dzięki za prezent!-krzyknął Peter chwytając walizkę i wychodząc z dormitorium.
Chłopak przebiegł przez pokój wspólny, zbiegł po schodach i szybko znalazł się w sali wejściowej gdzie czekała już na niego Eileen z którą był umówiony. Nie zdążył się nawet dobrze przywitać, a ona już zaczęła ciągnąć go w stronę Hogsmeade i na miejscu deportując się. Chłopak starał się ocknąć i mieć jasny wgląd do tego co się dzieje, ale zanim cokolwiek powiedział lub się rozejrzał dziewczyna już ciągnęła go stronę miejsca które Peter poznał z daleka. Była to jego ulubiona kawiarnia. Eileen nie dała nawet chłopakowi czasu na zdjęcie płaszcza. Od razu pociągnęła go do jego ulubionego stolika. Z tego dziwnego transu rudy gryfon obudził się dopiero gdy znalazł się na krześle. Patrzył zdziwiony na ślizgonkę siedzącą przed nim. Dziewczyna podała mu menu.
-Wszystkiego najlepszego, Pete.-powiedziała-Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za ten mały podstęp.
Chłopak niepewnie pokręcił głową. Siedzieli i rozmawiali przez parę godzin. Kelnerka przyniosła nieduży tort który wcześniej zamówiła Eileen. Dziewczyna pochyliła się nad stolikiem i powiedziała "Pomyśl życzenie Pete." Rudy gryfon posłuchał ślizgonki i zanim zrobił co kazała popatrzył jak opiera się plecami o krzesło i przymyka oczy.
"Chciałbym żeby przyjaźń między mną a Eileen trwała długo, nawet coś więcej niż przyjaźń." Pomyślał i zdmuchnął cztery świeczki wbite w tort. Potem czarodzieje rozmawiali jeszcze chwilę. Peter już chciał poprosić o rachunek, ale dziewczyna go wyprzedziła. Zapłaciła i razem z gryfonem opuścili kawiarnię. Chłopak zastanawiał się gdzie Eileen ciągnie go tym razem. Okazało się, że do kina mieszczącego się w masywnym budynku w samym centrum miasta.Czerwone kanapy, mini bar z napojami i popcornem oraz tablica z repertuarem. Te rzeczy znajdowały się w trochę dusznym pomieszczeniu. Dziewczyna wskazała palcem tablicę i kazał wybrać Peterowi film. Gryfonowi wpadł do głowy pomysł obejrzenia horroru. Wiedział, że ślizgoni nienawidzą się bać, jednak on nie czuł tego uczucia od bardzo dawna, nie licząc jego koszmaru. Czarodzieje podeszli do kasy, kupili bilety i ruszyli na seans. Petera przez cały film śmieszyło zachowanie Eileen. Dziewczyna co chwilę zasłaniała twarz i ją odsłaniała, leżąc na ramieniu przyjaciela. Widać było że bardzo się bała.
Widać było też rozczarowanie gryfona i ulgę ślizgonki po zakończeniu filmu. Razem wyszli z sali. Teraz dziewczyna pociągnęła go do jakiegoś zrujnowanego miejsca.To miejsce wyglądało jak opuszczona sala balowa. Na jednej ze ścian wisiały popękane lustra, tynk odpadał od ścian, a farba na suficie łuszczyła się. Eileen przebrała kozaki na czarne buty na niskim obcasie i narzuciła na siebie czarny sweterek. Według Petera wyglądała świetnie, z resztą jak zwykle. Ślizgonka podeszła do niego. Chłopak zdjął płaszcz.
- Niedługo bal na zakończenie szkoły, pomyślałam, że moglibyśmy trochę poćwiczyć -wyjaśniła i mimo tego że chłopak nie umiał tańczyć, wyciągnęła go na środek sali. Czarodzieje przez większość czasu obijali się o ściany, śmiejąc się w niebo głosy. Peter cały czas był zapatrzony w oczy Eileen. Czasami przesadzał z wygłupami, a wtedy ona karciła go wzrokiem. Na nauce tańca spędzili parę godzin. W końcu zebrali się i wyszli. Peter po drodze wpatrywał się w dziewczynę. Dojście od jej mieszkania zajęło im jakieś dwa razy dłużej niż zwykle. Do środka weszli po cichu, jednak ojciec Eileen jeszcze nie spał. Oznajmił ze kolacja czeka w kuchni, Peter ma przygotowany materac w pokoju dziewczyny, a prezent czeka w salonie. "Prezent?" spytał się chłopak w myślach, usiadł w kuchni i zaczął jeść kolację. Był bardzo głodny, więc połowa zniknęła w momencie. Po chwili przyszła Eileen z jakimś pudłem z otworami po bokach i wręczyła je Peterowi. Gryfon otwarł pudełko i jego oczom ukazał się mały kotek. Kotek, o takim samym kolorze sierści jak on włosów. Tak, ten kot był rudy. Chłopak uwielbiał koty. Zwierzak spał zwinięty w kłębek. Peter zaczął gładzić kotka po futerku. Zaczął zastanawiać się także jak go nazwać.
-Ma na imię Pete.-powiedziała Eileen.
Chłopak spojrzał na nią uśmiechając się, a potem spojrzał na rudego kociaka który ukazał swoje zielone oczy.
-No proszę, moja kocia wersja. Te same oczy i włosy. Jeszcze tylko poczucia humoru brakuje.-mówił gryfon uśmiechając się.
-Ooo i skromności.-powiedziała ślizgonka.
Peter chwycił pudełko i poszedł do sypialni. Rzucił się na materac tak że Pete w pudełku aż podskoczył. Po chwili do sypialni weszła też Eileen i położyła się do łóżka. Chłopak patrzył jak powieki się jej zamykają i postanowił wślizgnąć się jej do łóżka. Wszedł pod kołdrę i zaczął się pod nią czołgać. Położył się na poduszce obok dziewczyny. Eileen otwarła powieki i usłyszała "No hej", po czym zrzuciła go z łóżka.
-Co ty tu robisz?!-krzyknęła.
-Ciiii, obudzisz swojego tatę.-mówił Peter i rzucił się na łóżko jeszcze raz z taką siłą że dziewczyna aż wzniosła się lekko w powietrze.
-Ehhh...-wzdychnęła Eileen i poszła spać. Chłopak uśmiechnął się i także zamknął oczy. Ze snu wyrwał go uścisk który odczuł na klatce piersiowej. Ślizgonka przytulała go ostatnio tak mocno kiedy jej ojciec był w szpitalu. Peter wzruszył ramionami i odwzajemnił uścisk. Nawet nie zauważył kiedy powieki same mu opadły. Rano obudziło go pukanie do drzwi sypialni i głos ojca Eileen "Wstawać! Już 10:00!". Dziwne było to że dziewczyna nie reagowała ani na jedno, ani na drugie. Spała dalej. W końcu Phill wszedł do sypialni. Widząc dwoje czarodziejów wtulonych w siebie powiedział tylko:
-Tak, jest dla ciebie jak brat córciu.- i wyszedł.
Peter roześmiał się. Uwielbiał poczucie humoru ojca Eileen. W końcu dziewczyna otwarła oczy i nie puściła chłopaka. Jakby w nocy zrobiła to naumyślnie.

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 15

Słońce zaczęło leniwie unosić się nad linią horyzontu. Styczeń. Płatki śniegu zasypujące wszystko na zewnątrz. Za oknem biały, zimowy krajobraz, wyglądający jakby był zrobiony z waty. Zaśnieżony dziedziniec. Śmierć. Cierpienie. Miłość. Dwie dziewczyny zupełnie różniące się od siebie. Jedna stojąca w zielonej poświacie. Druga stojąca jakby w ogniu. Obrazy co chwilę się zmieniały. Peter stał na krawędzi. Po drugiej stronie przepaści stała jakaś postać. Postać tak mroczna że przeląkł się jej nawet rudowłosy gryfon który wcześniej był nieustraszony. Postać poruszyła się. Uniosła swoje czarne ramię w której trzymała różdżkę. Oczom chłopaka ukazała się koścista, blada dłoń i palce o długich, pożółkłych paznokciach. Nagle z różdżki tej przerażającej istoty wystrzelił zielony promień godząc Petera w pierś.


Chłopak wstał gwałtownie, oblany potem. Jego oddech był tak ciężki że obudził blondyna śpiącego w łóżku obok.
-Co się stało-spytał.
-Nic...to chyba...tylko sen.-odpowiedział Peter dysząc.
-Koszmar?-spytał Tom.
-I to jeszcze jaki. Śniło mi się że...że ktoś mnie zabił. Ktoś lub coś.-mówił rudy chłopak.
-Jak ten ktoś...coś wyglądał?-pytał dalej blondyn.
-Był...mroczny. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze.-odpowiedział Peter.
-Ciebie przechodzą dreszcze? To coś nowego.-powiedział Tom uśmiechając się.
-No nie? Matko, jakie to idiotyczne uczucie.-mówił rudy gryfon przecierając oczy.
Czarodzieje znów położyli się. Było jednak zbyt późno by iść spać. Peter wstał, szybko się ubrał i pobiegł na lekcję dzień przeleciał mu jakoś zadziwiająco szybko. Po południu postanowił iść na błonie. Szedł wysłuchując opinii innych uczniów na temat zimy. Uśmiechał się po drodze do wszystkich, gdyż miał świadomość że w sobotę jego urodziny. Jego siostra bardzo go kochała lecz często jej nie było w tym dniu który zdarza się tylko raz w roku. Tak miało być także w teraz. Oczywiście bardzo przepraszała że nie będzie jej w domu, ale Petera męczyło poczucie tego że Emma woli pracę od niego. Właściwie chłopak zastanawiał się gdzie pracuje jego ukochana siostra. Rzadko pytał, a jeżeli pytał to ona zawsze jakoś się wykręcała. Chłopak idąc był tak zamyślony że w końcu uderzył w drzewo. Z przemyśleń wyrwały go gwiazdy fruwające mu tuż przed oczami. Potrząsnął głową i wdrapał się na drzewo. Uwielbiał to robić. położył się na jednej z grubszych gałęzi opierając się o pień. Nie spostrzegł nawet kiedy...zasnął. Z drzemki wybudził go odgłos skrzypiącego śniegu. Ktoś szedł w jego kierunku. Peter spojrzał w dół zasłaniając twarz gałęzią. Ujrzał znajome, zielone oczy i kruczoczarne włosy. "To Eileen!" pomyślał. Dziewczyna usiadła pod drzewem i zaczęła rozmyślać. Tak, zdecydowanie miała jakiś problem, co chwilę wzdychała. W końcu gryfon odezwał się:
-Co tak wzdychasz?-i zeskoczył z drzewa obsypując Eileen cienką warstwą białego puchu, którego część trafiła jej do gardła.
-Głupek!-krzyknęła kaszląc.
-Myślałam o ojcu.-dodała po chwili.
Peterowi jakoś nie chciało się wierzyć. Ślizgonka jakoś wzdrygnęła się kiedy gryfon znalazł się obok niej. Czyżby myślała o nim? Chłopak usiadł pod drzewem obok niej. Przez chwilę oboje milczeli.
-Pojedziesz ze mną do niego w weekend?-wyrwała Eileen.
Peter pomyślał chwilę i pokiwał głową. Widział że dziewczyna jest zmarznięta.
-Dziękuję-powiedziała ślizgonka i oparła głowę o jego ramię.
Siedzieli tak jeszcze przez chwilę. W końcu Eileen wstała i otrzepała się ze śniegu. Peter także wstał i czarodzieje razem ruszyli w stronę zamku. Było ciemno. Jednak nie na tyle ciemno by nie ujrzeć brunatnej czupryny przemykającej zaraz przed twarzą gryfona. Chłopak złapał biegnącą dziewczynę za rękę. To była Rose. Eileen pożegnała się z gryfonami i gdzieś poszła.
-A ty znowu z nią?!-krzyczała Rose.
-Tak i co z tego?-powiedział Peter.
-To z tego że to ślizgonka, a ty spędzasz z nią coraz więcej czasu!-krzyczała dziewczyna dalej.
-Ale co z tego że to ślizgonka? Ona wcale tam nie pasuje!-teraz rudy gryfon także zaczął krzyczeć.
-Ale ty tam pasujesz!-krzyczała Rose.
Peter tylko chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę zamku. W pokoju wspólnym dziewczyna dalej na niego krzyczała lecz ten słuchał jej jak przyciszonego radia. W końcu wstał z kanapy i poszedł spać do dormitorium. Przez całą noc miał w głowie totalną pustkę. Nie była to pustka taka jakby nic mu się nie śniło. Po prostu śniła mu się czarna otchłań.

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 14

Peter wbiegł do sali. Zaraz za nim wbiegły dwie pielęgniarki i zaczęły grzebać coś przy urządzeniach obok łóżka, sprawdzając czy mężczyzna wszystko pamięta. Ojciec Eileen uśmiechnął się do niej.
-No, ten jest już lepszy.-powiedział patrząc na rudego gryfona.
Dziewczyna rozpromieniła się. Peter nigdy nie widział jej takiej szczęśliwej. Zawsze zdawała się być twardą, poważną ślizgonką, jednak prawda była zupełnie inna. Potrafiła korzystać z życia, była wesoła. Teraz nawet chłopak uśmiechnął się. Po chwili pielęgniarki które przyszły z Peterem wyszły zostawiając trójkę samą w sali.
-Tato! Jak się czujesz?-spytała Eileen podbiegając do łóżka.
-Jestem...nie wyspany-odpowiedział mężczyzna.
Gryfon roześmiał się.
-Nie mówiłaś że twój tata ma takie wspaniałe poczucie humoru-powiedział.
-Jakoś...nie było okazji...-odpowiedziała dziewczyna wciąż patrząc na ojca.
-Jestem Peter, Peter Gripple, proszę pana.-przedstawił się.
-Widzę że jesteś śmiały. Właściwie nie miałem zamiaru pytać jak się nazywasz.-powiedział ojciec ślizgonki.
-Zawsze lepiej mówić na zapas.-mówił gryfon.
-Masz rację chłopcze, masz rację.-powiedział mężczyzna i chwycił swoją córkę za rękę.
-Cieszę się że cię widzę.-powiedziała Eileen.
-Ja też bardzo się cieszę.-odpowiedział ojciec.
-Chodź Eileen, pewnie twój tata chciałby odpocząć.-powiedział Peter.
-Jeszcze przewiduje potrzeby ludzkie! Ale sobie chłopaka znalazłaś!-mówił mężczyzna podniesionym głosem.
-On jest dla mnie tylko....jest dla mnie jak brat.-powiedziała ślizgonka.
-Niech się pan prześpi. Tak długa drzemka musiała być męcząca.-powiedział gryfon, uśmiechnął się i podał Eileen rękę.
-Nie rozśmieszaj mnie.-powiedział ojciec ślizgonki.
Dziewczyna dała Peterowi podnieść się z krzesła, pożegnała się i razem z nim wyszła z sali.
Po drodze do wyjścia dowiedziała się że jej ojciec może wrócić do domu za tydzień. Idąc do mieszkania Eileen rozmawiali o jej ojcu.
-Nie mówiłaś że twój tatulek to taki świetny gość.-mówił Peter.
Po paru minutach byli już przy drzwiach mieszkania. Weszli razem, chłopak pomógł ślizgonce się rozebrać.
-Za dwie godziny mamy pociąg.-oznajmił Peter i pobiegł do swojego pokoju spakować ubrania.
-Jaki pociąg?! Przecież możemy się deportować!-krzyczała Eileen lecz chłopaka już nie było, więc też poszła się spakować.
Gryfon powrzucał ubrania do walizki chaotycznie, nie składając ich. Zapiął ją i wystawił na korytarz. Była niedziela. Ostatni dzień weekendu, więc czarodzieje musieli wracać do szkoły. Peter wyszedł na korytarz, chwycił walizkę i poszedł do przedpokoju, gdzie już stała Eileen. Chłopak chwycił ją za rękę i razem deportowali się do Hogsmeade. Dziewczyna był dość zaskoczona bo myślała że naprawdę gryfon myśli o pociągu. Teraz wiedziała że to tylko przenośnia.


Przepraszam was że tak słabo ale jestem cholernie zmęczony. Z dedykiem dla Rose która tak bardzo domagała się tego rozdziału.